Madryt czekał na ten spektakl i było warto! Z Kraju Basków przyjechał do stolicy teatr błyskawiczny, metaforyczny, chwytający widza w czuły uścisk od pierwszych słów, które wypowiada don Pío Baroja grany przez Ramóna Bareę.
Cykl powieściowy Walka o życie (La lucha por la vida) autorstwa Pío Baroji powstał w pierwszych latach XX wieku. Tworzą go Poszukiwanie (La busca), Chwast (Mala hierba) i Czerwona zorza (Aurora roja). Trylogia nie ma polskiego przekładu, więc warto krótko przybliżyć fabułę. Miejscem akcji są przedmieścia Madrytu, a bohaterem młody prowincjusz Manuel Alcázar, który pragnie życia w stolicy. Rozpoczyna od wizyty w pensjonacie, gdzie pracuje jego matka, ale wkrótce zostaje sierotą i jest zmuszony żyć samodzielnie. Próbuje fachu szewca, piekarza, gałganiarza i drukarza. Jest nawet klakierem i udaje syna baronowej za opłatą. Kiedy kończą się możliwości i bieda staje się nie do wytrzymania, ląduje w środowisku kryminalistów i kobiet świadczących usługi seksualne. W końcu wraca na prostą i zakłada własną drukarnię, ale trudno mówić o szczęśliwym zakończeniu.
Adaptacji dokonał José Ramón Fernández, który poza znakomitą twórczością własną, słynie z wykonywania dramaturgicznych salto mortale. I zawsze cały i zdrów wychodzi do ukłonów, jak na przykład w roku 2017, kiedy uscenicznił Magiczny labirynt (El laberinto mágico) – cykl powieściowy Maxa Auba – i otrzymał za swoją pracę Premio Max, czyli nagrodę corocznie wręczaną hiszpańskim twórcom teatralnym w różnych kategoriach.
Konferencja prasowa „Walki o życie”. Pośrodku, z mikrofonem, reżyser Ramón Barea, po jego prawej stronie autor adaptacji José Ramón Fernández. Fot. Kamila Łapicka
Premiera Walki o życie odbyła się w lutym 2023 na scenie Teatro Arriaga w Bilbao, stolicy Kraju Basków. Jest to położona na północy Hiszpanii wspólnota autonomiczna o silnej tożsamości kulturowej, z własnym językiem, który nazywa się euskera. To tam przyszedł na świat Pío Baroja. Teatralna wersja jego trylogii zawędrowała do Madrytu, ponieważ hiszpański system teatralny przewiduje objazdy. Dzięki temu Walka o życie pozostanie na afiszu prestiżowego Teatro Español przez trzy tygodnie (21 marca – 14 kwietnia 2024), czyli długo jak na standardy gościnnej produkcji.
Na początku tekstu użyłam określenia „teatr błyskawiczny”, więc czas to wyjaśnić. Rytm spektaklu jest bardzo dynamiczny, sceny następują po sobie w ekspresowym tempie (razem jest ich 60!), tak że wielu aktorom przypada po dziesięć albo więcej ról. Reżyser, Ramón Barea, który na scenie wciela się w postać autora, dodanego do obsady na zasadzie narratora powieściowego, uwierzył w inteligencję widza. I w jego zamiłowanie do teatru umownego. Tak się bowiem składa, że w Hiszpanii nie umarł ani teatr, ani autor, ani myślący widz.
Poetyka Walki o życie jest unikatowa. Głównie z powodu gry aktorskiej i montażu scen. Frenetyczna akcja pozwala aktorom tylko na zaznaczenie najważniejszych rysów ich postaci, takich jak wybrana cecha charakteru, gest, sposób chodzenia albo ton głosu. Kolejne sekwencje zazębiają się bardzo ściśle, albo wręcz nachodzą na siebie. Często pojawiają się sceny grupowe, a wraz z nimi kakofonia głosów. Jeśli można tu mówić o psychologii, to jest to psychologia wycinka życia, którego początku ani końca nie znamy. Każda z ponad 100 figur jest bardzo wyrazista, ale nie przerysowana. Nie ma mowy o źle rozumianej karykaturze, czy drwinie. Fakt, że co jakiś czas na scenę wkracza postać autora, przytaczając autocytaty, albo upominając samego siebie, że teraz napisałby coś inaczej, sprawia że widz nie traci czujności. Z ciekawością śledzi akcję, ale nie zapomina, że jest w teatrze.
Jednym słowem, jest to rozrywka aktywna, bliska wytycznym Bertolda Brechta, cenionego przez Ramóna Bareę od początku jego kariery teatralnej. Warto dodać, że Barea jest jednym z pionierów teatru niezależnego w Kraju Basków. W 1968 roku założył zespół Cómicos de la Legua (dosł. Komedianci na milę), a dziś pracuje w Pawilonie nr 6 (Pabellón Nº 6), gdzie są prezentowane wszelkie odmiany sztuki scenicznej. Pawilon, zlokalizowany w dawnej przestrzeni przemysłowej w Bilbao, ma własne laboratorium dla młodych aktorów (Compañía Joven), z którego wywodzą się niektórzy członkowie obsady Walki o życie.
Zwyczajnym recenzenckim trybem należałoby teraz wyróżnić konkretnych aktorów i ich role. Nie jest to łatwe, bo spektakl jest kreacją prawdziwie zespołową. I prawdziwie udaną. Jednak chciałabym poświęcić trochę miejsca aktorce, która szczególnie przykuła moją uwagę i bardzo dobrze zapamiętałam jej wejścia. Mowa o Leire Ormazabal, której przypadła przede wszystkim trudna męska rola opryszka Bizco, zagranego brawurowo, z ogromną energią, z własnym gangsterskim sposobem chodzenia, mówienia i siania postrachu. Fakt, że mówimy o drobnej postury urodziwej młodej kobiecie nie jest bez znaczenia. Inną jej znakomitą kreacją była pensjonarska z definicji córka baronowej, Kate, rozkapryszona, lalkowata i przekomiczna w swojej niedojrzałości. Ormazabal nie bała się mocnej mimiki, szerokich gestów, brzydkiego głosu, Iwonowego rozmamłania, które paradoksalnie okazało się bardzo atrakcyjne. Myślę, że czeka ją znakomita przyszłość w teatrze.
Ważnym elementem świata ukazanego przez Pío Baroję są dźwięki. Muzyka, którą skomponował Adrián García de los Ojos czerpie z materii powieściowej inspirację do odtwarzania na scenie popularnych piosenek, kupletów z zarzueli, rytmów habanery czy pasodoble. Mówimy więc o ilustracji muzycznej z epoki. Tak, jak w warstwie dramaturgicznej mieszają się różne tony – komedia, tragedia, wodewil, melodramat, groteska – tak w warstwie muzycznej przenikają się różne style. Pojawia się także na scenie ówczesna nowość: gramofon.
Scenografię tworzy niski szarobury mur z otworami różnej wielkości (oknami, przesuwanymi drzwiami etc.), który zmienia się w dowolną przestrzeń. Może się kojarzyć z murem z rudej cegły okalającym dziś madryckie centrum kultury Matadero. To, co mnie szczególnie zachwyciło, to cienie wyświetlane w różnych momentach przedstawienia na tym murze. Sceny rodem z niemego kina, tańczące pary, ludzie wychodzący z teatru, albo przemykający ukradkiem, niezauważalnie, jak w prawdziwym życiu. Za kształt przestrzeni scenicznej odpowiadał José Ibarrola, a za materiały audiowizualne Ibon Aguirre.
Jeśli ktoś jest ciekaw, jaki jest morał z tej opowieści, to morału nie ma. Tak, jak happy endu. Towarzyszymy codziennym zmaganiom grupy zwykłych ludzi, którym wiele rzeczy się nie udaje, chociaż się starają. Którzy już od pierwszych dni swojego życia mieli mniejsze szanse, aby poprowadzić je uczciwie i odnieść tzw. sukces. Permanentna walka, dzień za dniem, okazuje się świetną materią teatralną, tak jak okazała się fantastyczną materią powieściową.
Postacie Baroji są radykalne, mówią co myślą, a przy tym nie boją się myśleć samodzielnie. Nie przejmują się opinią innych. Mamy do czynienia z ciągłą afirmacją wewnętrznej wolności człowieka, niezależności jego sądów i opinii. Pesymistyczną, a chwilami melancholijną wizję świata, świetnie przełamuje poczucie humoru, często cyniczne lub sarkastyczne. Choć brzmi to paradoksalnie, przepojone humanizmem, poetyckie spojrzenie autora Walki o życie przynosi widzom pocieszenie.
Z ciekawostek warto dodać, że obszar, który na początku XX wieku stanowił madryckie przedmieścia, dziś częstokroć znajduje się w granicach miasta, więc możemy śledzić topografię przygód protagonisty, obserwując jak w ciągu 120 lat zmienił się Madryt. Na przykład opuszczone cmentarze północnych przedmieść, gdzie toczy się akcja Czerwonej zorzy, to teren gdzie dziś stoi okazały budynek Teatros del Canal.