Tegoroczny XVI Festiwal Kultury Żydowskiej „Warszawa Singera” upłynął mi pod znakiem zachwytów teatralnych i nowości literackich.
Zachwycił mnie Śpiewak jazzbandu, którego premiera w Teatrze Żydowskim przypadła na koniec ubiegłego sezonu. Wojciech Kościelniak przygotował – stworzył libretto i wyreżyserował – światową prapremierę musicalu opartą na sztuce Samsona Raphaelsona. Sztukę napisaną w 1925 zekranizowano dwa lata później i przeszła do historii jako pierwszy film dźwiękowy. Wiele odniesień do tego faktu można odnaleźć w spektaklu, tak w warstwie fabularnej, jak i wizualnej, którą wypełniają projekcje Anny Kościelniak z obrazami z kina (jeszcze) niemego. Nie tylko w znakomity sposób zastępują scenografię, ale także pomagają nam poczuć atmosferę NY lat 20.

Projekcje Anny Kościelniak w roli scenografii. „Śpiewak jazzbandu”, Teatr Żydowski, fot. Magda Hueckel
Tytułowa postać, Jackie Rabinowitz, przeżywa dobrze skrojony konflikt wewnętrzny – będąc synem kantora decyduje się zastąpić synagogę teatrem, a muzykę kantoralną – jazzem. Ortodoksyjni rodzice nie pochwalają jego decyzji, więc odchodzi z domu i żyje według własnych reguł. Oczywiście tradycja w końcu daje o sobie znać. W spektaklu, który oglądałam fenomenalnie grał główną postać Kamil Krupicz. I nie chodzi tylko o to, że świetnie interpretował piosenki Mariusza Obijalskiego, wykonując przy tym choreografię Eweliny Adamskiej-Porczyk, która wyglądała fantastycznie i lekko, a kosztowała z pewnością wiadra potu. Rzecz w tym, że miał w sobie tę dodatkową nutkę, która sprawia, że patrzymy i słuchamy zafascynowani, choćbyśmy znali fabułę i widzieli aktora na oczy po raz pierwszy w życiu.

Od lewej: Adam Beta, Kamil Krupicz (Jackie), Renia Gosławska (Taper), Rafał Wiewióra. „Śpiewak jazzbandu”, Teatr Żydowski, fot. Magda Hueckel
Cliford Geerz przywołuje w swoim eseju Gatunki zmieszane słowa brytyjskiego krytyka, Charlesa Morgana:
Wielkie oddziaływanie [teatru] nie polega na tym, że przekonuje on intelekt, ani że łudzi zmysły. […] Jest to pulsacja całości dramatycznej, biorąca w posiadanie duszę człowieka. Poddajemy się i ulegamy przemianie.
Te słowa można odnieść w moim przekonaniu nie tylko do Śpiewaka jazzbandu, ale także do Kartografa, hiszpańskiej produkcji, za którą odpowiada dramatopisarz i reżyser, Juan Mayorga. W krajach hiszpańskojęzycznych Mayorga jest gwiazdą pierwszej wielkości, w Polsce dopiero przeciera swój szlak. Spektakl rozgrywający się w Warszawie współczesnej i przenoszący widzów w czasy drugiej wojny światowej, do getta warszawskiego, był dla artystów szczególnym przeżyciem, co miałam szczęście obserwować w czasie próby. Kartograf został pokazany niemal na pustej scenie Teatru Kwadrat, ponieważ jego twórca wierzy w siłę słowa, wyobraźnię widzów i talent swoich aktorów, Blanki Portillo i José Luisa Garcíi-Péreza. Słusznie. Trzeba dodać, że Blanca Portillo, na której skupiły uwagę polskie media, jest nie tylko „aktorką Almodóvara”, ale przede wszystkim znakomitą aktorką teatralną. Właśnie przygotowuje się do roli Matki Courage – spektakl w reżyserii Ernesto Caballero będzie miał pod koniec września premierę na jednej z najważniejszych madryckich scen, w Teatro María Guerrero.

Blanka Portillo (Dziewczynka) i José Luisa Garcíi-Pérez (Starzec).”Kartograf”, reż. Juan Mayorga, fot. Ceferino Lopez
Obok teatru istotne były dla mnie w czasie tegorocznego festiwalu literackie premiery. Po pierwsze obszerny tom Polska „Szulamis”. Studia o teatrze polskim i żydowskim autorstwa prof. Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej. Pozycja ekspercka, ukazująca losy teatru żydowskiego od XIX stulecia do czasów obecnych. Szczególne miejsce zajmuje w książce Łódź, miasto rodzinne autorki i ważny ośrodek żydowskiej kultury przełomu wieków. Tytułowy zaś utwór, Szulamis, córka jerozolimska to operetka biblijna napisana przez „ojca sceny żydowskiej”, Abrahama Goldfadena, która była grana w Warszawie w latach 1885-1887, ciesząc się wielkim powodzeniem. Następnie sztuka została spolszczona przez Izraela Bernasa, fabrykanta luster i od 1887 wystawiały ją zespoły polskie. Jak pisze w podsumowaniu swoich rozważań prof. Kuligowska-Korzeniewska:
Na polską Szulamis uczęszczali głównie Żydzi, zarówno zwolennicy asymilacji spośród inteligencji żydowskiej, jak i w ogromnej liczbie lud żydowski, spragniony rozrywek teatralnych. W ten sposób – z powodu zakazu przedstawień w jidysz – pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku narodziło się nowe zjawisko: teatr żydowski grający w języku polskim.
Jak pokazuje działalność Teatru Żydowskiego, kierowanego obecnie przez Gołdę Tencer, to zjawisko okazało się nader trwałe.
Drugą ważną nowością wydawniczą był dla mnie Taniec demonów Ester Kreitman, znanej jako „nieznana siostra Singer”. Cenię pierwszą książkę Kreitman, jaka ukazała się w Polsce w 2016 roku, zbiór opowiadań Rodowód, więc z niecierpliwością czekałam na Taniec…, czyli powieść z wątkami autobiograficznymi. Oba tytuły zawdzięczają wiele młodziutkiej absolwentce anglistyki, Natalii Moskal. Rodowód przetłumaczyła w całości, zaś w przypadku Tańca demonów była siłą sprawczą, która doprowadziła do jego wydania (powieść przełożył prof. Andrzej Pawelec).

Spotkanie promocyjne w ŻIH (26.08.2019). Od lewej: Patrycja Dołowy, Natalia Moskal, Meirav Hen, Hazel Karr. Fot. Tomasz Ochota
Na spotkaniu promocyjnym w Żydowskim Instytucie Historycznym były obecne Hazel Karr, wnuczka Ester Kreitman i Meirav Hen, wnuczka Isaaca Bashevisa Singera. Pojawiły się anegdoty słodko-kwaśne, takie jak historia o tym, że wnuczka Singera-Noblisty dowiedziała się o istnieniu jego siostry, gdy miała sporo ponad 20 lat. Bracia, literaccy giganci, nie wspierali talentu Ester, prawdopodobnie nie mniejszego niż ich własny. Zabrakło zwłaszcza trzeciego elementu z triady składającej się na sukces artystyczny, o której mówiła Meirav Hen: talent, osobowość, możliwości. To z powodu ich braku dzieła Ester Singer Kreitman, urodzonej w Biłgoraju w 1891 roku, zostały wydane w Polsce blisko 130 lat później.
***
Słowa Charlesa Morgana pochodzą z eseju Clifforda Geertza, O gatunkach zmąconych: nowe konfiguracje myśli społecznej,
„Teksty Drugie: teoria literatury, krytyka, interpretacja” nr 2/1990, s. 123.
Cytat z książki Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej, Polska „Szulamis”. Studia o teatrze polskim i żydowskim, Fundacja Akademii Teatralnej i Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, 2018, s. 525.